Standardowo spóźniliśmy się na poranną zbiórkę, ale na tyle solidarnie, że nie zaowocowało to reperkusjami. Kiedy wreszcie dotoczyliśmy się w okolice dolnej stacji kolejki, okazało się, że aby się do niej dostać, czeka nas przymusowy spacer przez miasteczko. Jak się domyślacie, cała grupa przyjęła ten pomysł z niezwykłym entuzjazmem.
Nie oszczędziło nam to jednak pomysłowej rozgrzewki po dotarciu na górę (między innymi zjeżdżanie na jednej narcie, zarówno na nogach jak i w innych pomysłowych układach). Potem podzieliliśmy się na grupy - oczywiście mieszaliśmy się potem 12345+ razy (autonomię zachowali jedynie deskarze, którzy pozostawali jak zwykle odseparowani, ze względu na bezpieczeństwo w równym stopniu ich, jak i narciarzy).

Prawdopodobnie wydarzyło się to w czasie naszej przerwy - a o tej przerwie należy napisać, bo jedliśmy W PRAWDZIWEJ restauracji, Z PRAWDZIWĄ kartą dań, PRAWDZIWĄ obsługą. I, oczywiście, PRAWDZIWYMI cenami. Ale, trzeba przyznać, jedzenie było przepyszne.
Z rzeczy równie ciekawych: snowboardziści mieli wreszcie szansę wyszaleć się na snowparku. Załączylibyśmy wam film, ale nie jesteśmy pewni, czy pan [nauczyciel_snowboardu] się zgodzi - jego upadek był dosyć malowniczy.
Fotorelacja Dzień 2 (ze względu na brak czasu zostanie uzupełniona dzisiaj ok 19)
Shymon & Dżaga